Czego uczę się z reportaży?
Niedawno przeżyłam prawdziwy survival. Mieszkam na polanie, w lesie. Było akurat po deszczu. Kiedy wracałam z placu zabaw do domu, dzieci zobaczyły wielką kałużę. Z radością wpadły do niej, ale chyba nie spodziewały się, że jest tak głęboka. Mój dwulatek poślizgnął się, usiadł na samym środku i zaczął spazmatycznie płakać. Kiedy próbowałam go ratować, sama wpadłam w błoto.
Udało nam się wrócić do domu, ale okazało się, że kaloszki mojego dziecka są całe mokre. Próbowałam je suszyć nad piecem, na kaloryferze i nic… ciągle były mokre, bo mają w środku owczą wełnę. Oczywiście jako użytkowniczka facebooka poprosiłam o pomoc znajomych i jedna z moich koleżanek przypomniała mi o starym sposobie: włóż do butów zwykłe gazety. Wtedy przypomniałam sobie o wielu reportażach o bezdomnych, które słyszałam albo czytałam. Tam zawsze pojawia się motyw suszenia butów poprzez wkładania do nich gazet. Dzięki temu, buty się wysuszyły, a ja wpadłam na pomysł tego postu. Zarówno jako odbiorca reportaży, jak i reporterka bardzo dużo nauczyłam się od innych ludzi. Od rzeczy praktycznych takich jak suszenie kaloszy, po bardzo życiowe np. żeby nie oceniać innych ludzi, tylko przedstawiać ich historię albo po prostu ją zaakceptować.
Ludzkie losy potrafią być bardzo zagmatwane, a obserwując z boku może nam wiele umknąć. Znam ludzi, którzy zawsze i wszędzie wszystko oceniają, kategoryzują, coś musi być dla nich dobre albo złe. Pracując z ludzkimi losami nauczyłam się, że wiele rzeczy jest względnych, zależy od okoliczności, charakteru, że ludzie często wybierają impulsywnie. Nauczyłam się też, że drugi człowiek otwiera się wtedy, kiedy nie jest oceniany.
Reportaż – czego można się z niego nauczyć?
Na początku mojej pracy w radiu dobrą lekcję dała mi moja szefowa- Irena Piłatowska. Na bohaterkę reportażu wybrałam sobie znajomą mojej mamy- aktywną 60-latkę. Pani bardzo mi imponowała, bo mimo swojego wieku, prowadziła własny biznes, chodziła na fitness i cieszyła się życiem. Kiedy do niej zajechałam wyznała mi, niczym nastolatka, że jest zakochana w panu poznanym w sanatorium i chce mi o tej miłości opowiedzieć. Zdziwiłam się, bo od lat pozostawała w związku z dużo młodszym od siebie mężczyzną i jak się dowiedziałam, wcale z tego związku nie zamierzała rezygnować. Tymczasem jej nowy kochanek miał rodzinę. Spotykali się raz w miesiącu w sanatorium. Po powrocie do redakcji poszłam na spotkanie z szefową, opowiadając jej jaki to świetny temat mi się trafił. Jest miłość, zdrada, a wszystko to 60 plus. Ja miałam dwadzieścia kilka lat i cała ta historia wydawała mi się niezwykle oryginalna, odkrywcza na zasadzie: „ To oni tak mogą?”. I wtedy moja szefowa powiedziała: „ Ok zrób ten temat, ale pamiętaj, żeby nikogo nie oceniać, bo nie masz do tego prawa”.
Postanowiłam zrobić reportaż o sanatoryjnych miłościach na wesoło, dlatego nazywa się „ Książę z Ciechocinka”. Idąc za radą Ireny Piłatowskiej nikogo w nim nie oceniałam. Z uśmiechem opowiedziałam tylko historię sanatoryjnego romansu, pokazując jak i dlaczego ludzie łączą się w pary w takich miejscach, jak sanatoria. Warto tutaj wspomnieć, że nie oceniać, nie jest równoznaczne z nie zadawaniem trudnych pytań. Te należy zadać. To oznacza tylko, by powstrzymać się od wyrażania własnej opinii, czy to pozytywnej, czy negatywnej. Do dzisiaj bardzo lubię ten reportaż, również za jego lekko prześmiewczą, ale nadal sympatyczną nutkę.
Mam w swoim otoczeniu osobę, która cały czas ocenia innych, dlatego wiem, jakie to męczące, gdy ktoś ciągle mówi robisz to i to źle, ze względu na to i na to powinnaś tak i tak, albo czy mogę Ci tylko coś doradzić/powiedzieć a potem następuje tyrada ocen.
Myślę, że dobry reporter jest trochę jak dobry przyjaciel. Wysłuchuje opowieści, ale nie mówi drugiej stronie, jak ma żyć. To każdy kształtuje sobie sam.
Kasia
Wszystkie wymienione wyżej reportaże można znaleźć na stronie www.polskieradio.pl/reportaz
Zachęcam też do polubienia na FB Studia Reportażu i Dokumentu PR
5 komentarzy
Grażyna · 17 stycznia 2018 o 15:55
Ja w swoich zawodowych kontaktach z ludźmi uczę sie przede wszystkim dystansu do swoich, rożnych spraw i kłopotów, nie roztkliwiania sie nad sobą wiedząc, ze są tacy którzy maja gorzej ale nie załamują sie. Nie miałam lekko i może właśnie dlatego interesowały mnie i dalej interesują , fascynują ludzie , którzy znaleźli sie w swoim życiu na tzw dnie i potrafili sie z niego odbić.
Ta możliwość uczenia sie jak żyć, stanowi dla mnie wielka wartość pracy reportażysty. Wierze, ze jeżeli takie historie pomagają mi to pewno są w stanie pomoc słuchaczom.
Hanna Bogoryja-Zakrzewska · 17 stycznia 2018 o 20:07
Zgadzam się z Tobą całkowicie. Byłabym zupełnie inną osobą, gdyby nie spotkania z bohaterami reportaży. Uczę się od nich mnóstwo, a też przełamałam dzięki tej pracy nieśmiałość. Gdy zaczynałam, nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego ile zyskam.
Agnieszka · 18 stycznia 2018 o 22:08
Kasia dzięki za ten post. Myślę, że masz rację i ludzie wielokrotnie nie mówią nam swoich historii po to, abyśmy się do nich odnosili i wypowiadali swoje zdanie. Czasem słucham dźwięków, w których to nie bohater jest na pierwszym planie, a właśnie dziennikarz, który wygłasza monolog albo zadaje pytanie trwające dłużej niż odpowiedź bohatera. Myślę, że w tym zawodzie musimy się pogodzić z faktem, że zawsze będziemy na drugim planie, albo może inaczej – że nasz głos pokazujemy poprzez bohatera, a nie odwrotnie.
Kasia Błaszczyk · 19 stycznia 2018 o 21:48
Też coraz częściej słyszę, czytam i oglądam materiałów, w których dziennikarz jest na piewrszym planie. To nie dziwi, bo dziś najcenniejsza stała się uwaga. Ludzie tak mało jej poświęcają innym,a sami bardzo są jej spragnieni. Dziennikarze to też tylko ludzie. Z drugiej strony ta potrzeba uwagi to wspaniała przestrzeń dla reportera. Jeśli ją da, rozmówca się przed nim otworzy. Poza tym, moim zdaniem, dziennikarz może być na pierwszym planie tylko jeśli opowiada własną historię. To często jest ciekawe.
Kasia Błaszczyk · 19 stycznia 2018 o 21:50
Przepraszam za błędy, ale piszę z telefonu i nie trafiam w odpowiednie literki, uciekają też słowa. Jak to mówią: trochę techniki i się gubimy ;-).