Do pióra! – kilka refleksji o reportażu radiowym
Niedługo miną cztery miesiące od momentu wydania naszej książki „Zdarzyło się naprawdę. Opowieści reporterskie”. Jej wydanie miało wspomóc promocję radiowego reportażu. Mamy już pierwsze refleksje na ten temat.
Za nami kilka spotkań autorskich, rozmów ze słuchaczami i dziennikarzami na temat książki. Relacje ze spotkań zamieszczamy na naszym FB, natomiast występy w mediach dokumentujemy w zakładce MEDIA O NAS. Niestety, nie nadążamy z jej aktualizacją, bo tyle się dzieje 🙁
Radiowi reportażyści mają przerąbane
Podczas spotkań ze słuchaczami i czytelnikami za każdym razem miałyśmy tremę, czy książka zostanie dobrze przyjęta. Jednak ważniejsza od tremy była ciekawość, czy będzie jakiekolwiek zainteresowanie reportażem radiowym. Sytuację reportera radiowego bardzo celnie opisała Małgorzata Powązka w recenzji w “Dzienniku Zachodnim”:
Prasowy – wiadomo: Kapuściński, Krall, Szejnert, Jagielski, Hugo-Bader, Smoleński, Szczygieł – i dzięki temu ostatniemu – jeszcze przynajmniej ze sto nazwisk z Antologii Reportażu XX wieku (dorzucę Rejmer, bo mnie zachwyca). Antologii reportażu prasowego i literackiego jest moc – zawsze można sięgnąć i poczytać.
Telewizyjny (nawet ze świadomością, że nie ma już jasnego podziału na czysty film dokumentalny i klasyczny reportaż telewizyjny) – też mniej więcej wiadomo: Szumowski, Ewart, Milewicz, Duda, Włodarczyk… a jeśli te nazwiska brzmią obco, to wiele osób wymieni choćby Kittela (ten od „Polskich neonazistów” z Wodzisławia) albo Sekielskiego – a właściwie Sekielskich dwóch. Właśnie choćby po ich „Tylko nie mów nikomu” widać, że siła rażenia filmowych reportaży bywa powalająca.
A reportaż radiowy? Ile nazwisk reporterów radiowych wymienicie? Mało albo wcale, no bo przecież radia się po prostu słucha. Longiem. Czasem między muzyką i wiadomościami jest jakiś reportaż. Nawet jeśli się zasłuchamy, bo dobry, to już zapamiętać nazwisko twórcy trudno. Wzrokowcy wysiadają. Trzeba by zapisać albo sprawdzić w internecie. A komu się chce?
Oczywiście są nagrody. Branżowe. Grand Press choćby. Ale bo to się spamięta?
W sumie radiowi reporterzy mają przerąbane. Nabiegają się z tym mikrofonem, ponagrywają, namontują, a po emisji – kamień w wodę. Nie żeby wszystko robili niepotrzebnie, bo zwykle, jeśli już ktoś słucha, to emocje nim targną. Tyle że jednorazowo.
Właśnie ta jednorazowość, czyli ulotność była przyczyną, dla której postanowiłyśmy napisać książkę. Mamy świadomość jak dużo fantastycznych historii nagrałyśmy, ile niesamowitych opowieści przygotowują inni reportażyści radiowi. I żal nam było, że po emisji reportażu trafiają do archiwum, albo do internetu i właściwie przepadają. Czasami, szczególnie te najlepsze, powtarzane są w radiu po jakimś czasie, ale potem znowu ciężko jest je znaleźć. Niewiele osób wie, że reportaże radiowe można znaleźć na stronie internetowej. Za każdym razem, gdy mówię bohaterom moich reportaży, że później znajdą audycje w internecie, nie dowierzają: Naprawdę? Radio to robi? Fantastycznie!
Jak napisała Małgorzata Powązka:
Wszystkie reportaże w książce wywołują reakcje skórno-galwanicze. Ciary po prostu. A jeśli jeszcze wyłowi się reportaże-matki z radiowego internetu i wysłucha (przed lub po lekturze), to stan oszołomienia trwa dłużej. 14 historii o niezwykłych zrządzeniach losu. Opowiadają o tym, co w życiu najważniejsze: o namiętnościach i o losie – tym nieprzewidywalnym i często ślepym do końca.
„Zdarzyło się naprawdę. Opowieści reporterskie” w Pytaniu na Śniadanie
Ja postuluję, by nie przeszkadzać podczas słuchania reportaży w radiu
To, co nas miło zaskoczyło, to fakt, że tak chętnie nasza książka jest promowana w mediach. Wcale niełatwo jest zaistnieć teraz ze zbiorem reportaży, bo przecież oferta wydawnicza jest bardzo bogata. Nasze nazwiska poza radiem nie są szeroko znane. A jednak zaproszeń do rozmów było mnóstwo i czułyśmy autentyczne zainteresowanie dziennikarzy tym, co napisałyśmy. Bardzo doceniono to, że mamy czas na nawiązanie wyjątkowej więzi z naszymi bohaterami i przez losy jednej osoby możemy właściwie opisać cały świat. Dostałyśmy też sporo maili i informacji od osób prowadzących literackie blogi, czy zainteresowanych po prostu szeroko pojętą kulturą o tym, że książka jest dla nich ważna.
Dużą niespodzianką były też spotkania autorskie. Za każdym razem pojawiała się spora grupa ludzi zainteresowanych książka i reportażami. I co ciekawe, to była publiczność bardzo zróżnicowana wiekowo. Pojawili się:
- Ludzie bardzo młodzi z takim oto pytaniem: Czy pani kogoś skrzywdziła swoim reportażem?
- Byli słuchacze w średnim wieku: Jakie największe przygody miała pani podczas podróży do Brazylii ?
- Byli starsi: Nie podoba mi się, że słuchamy fragmentów reportaży. Ja w domu nie pozwalam sobie przerywać słuchania reportażu, telefon nie może dzwonić. A najchętniej słucham w aucie, bo tam mam ciszę. Postuluję, by nie przeszkadzać podczas słuchania reportaży w radiu.
I oczywiście były powtarzające się pytania: Jak trafiłyście na taki temat? Co trzeba było zrobić, aby bohater się przed wami otworzył? Na ile trudno było wrócić do bohaterów sprzed lat?
Ten pomysł powrotu po latach, jak się okazało, był strzałem w 10. W mailach, które dostałyśmy od czytelników, bardzo chwalony jest ten pomysł.
Pomysł, aby po latach wrócić do tematu, bohaterów jest wzruszający. To znaczy, że temat nie jest chwilą! Ma drugie życie po emisji…– napisała pani Anna.
Niezwykle ważne i nie ukrywam, że to stanowiło dla mnie najciekawszą cześć reportaży, był “powrót do bohaterów po latach”. Bardzo mi brakuje w takich publikacjach tego typu-właśnie „ciągu dalszego”, konfrontacji z przeszłością. Niejednokrotnie zastanawia mnie podczas lektury (innych reportaży) „co było dalej”, „jak to się skończyło ostatecznie”, „jak potoczyły się losy tych ludzi”. Wydawanie takich reportaży jak ten zbiór- uzupełniony o aktualny stan -jest w mojej ocenie bardzo trafne i w miarę możliwości (ukazywania się kolejnych tomów/wydań) – proszę kultywować tę tradycję. -to z maila od Pana Łukasza Sierotowicza.
Łukasz Sierotowicz – Bardziej radio czy bardziej lektura
We wstępie do książki „Zdarzyło się naprawdę. Opowieści reporterskie” napisałyśmy:
Ciekawe jak przeczytasz naszą książkę? Czy posłuchasz najpierw reportaży radiowych ze strony reportaz.polskieradio.pl ? A może zajrzysz do nich później? Być może wystarczy Ci tylko słowo pisane. Chciałybyśmy się tego dowiedzieć. Napisz do nas maila.
I maile przychodzą. Najobszerniejszy od pana Łukasza:
Piszę do Państwa, bowiem chciałem się odnieść do pytania, jakie zawarliście w przedmowie do tej pozycji. Mianowicie, czy bardziej radio, czy bardziej lektura.
W moim przypadku wygląda to tak, że zawsze “wygra” książka. Od małego czytam – nauczyłem się tego jeszcze przed pójściem do szkoły (na początku to były oczywiście jakieś Tytusy czy Kajko i Kokosz) i słowo pisane działa na mnie inaczej niż słowo mówione.
Litery, kartki, sprawiają, że potrafię się skupić i bardzo mocno utożsamić z tematem, bohaterem, sytuacją. Pomimo oczywistej sympatii do radia, nie potrafię tego samego odczuwać podczas audycji. Nie z tego powodu, że nie pozwalają się one utożsamić z tematem, że czegoś im brakuje – absolutnie – to zawsze pełen profesjonalizm. Ale to chyba z tego powodu, że jednak jestem „wzrokowcem” niż „ słuchowcem”. Skupiam się jedynie wtedy, kiedy czytam – kiedy słucham, moje oczy po chwili wędrują po ścianach, regałach, głowa zaczyna szukać innego tematu. Widocznie taki typ człowieka 🙂
Dla tego bardzo proszę mieć na uwadze tą moją krótką uwagę i w przyszłości, w miarę możliwości wydawać podobne pozycje. Sądzę, że jest wielu czytelników, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, że w radiu pojawiają się tego typu reportaże, lub którzy podobnie jak ja – nie są w stanie skupić na nich swojej uwagi. Zamiana słowa mówionego w pisane, może uzupełnić tę lukę, na którą sami zwróciliście Państwo uwagę – dlaczego ten gatunek radiowy ma tak słabą promocję. Radio jest medium odmiennym od książki, posługuje się innymi narzędziami, inaczej buduje nastrój, emocje, trafia do innych odbiorców.
Byłaby to wielka szkoda, gdyby tak dobre reportaże nie trafiały do szerszej grupy osób.
Koledzy reportażyści radiowi. Zatem: do pióra!!!! Miłośnicy reportażu czekają na kolejne książki. Z serii naszych podcastów możecie dowiedzieć się, jak zainteresowałyśmy wydawnictwo, co napisałyśmy w konspekcie, jak negocjowałyśmy honorarium i umowę. Tu możecie ich posłuchać. Torba reportera na pewno wspomoże Was w promocji:)
Hanna
8 komentarzy
Koralina · 23 września 2019 o 09:57
bardzo lubię takie wpisy, są pouczające i informujące 🙂 reportaż to nie mój gatunek, ale lubię czasami posłuchać, czy poczytać 🙂
Hanna Bogoryja-Zakrzewska · 23 września 2019 o 12:30
Ja też od czasu do czasu po coś spoza reportażu:)
august · 23 września 2019 o 11:00
Tę książkę wpisuję na listę “do przeczytania”. Musi być bardzo ciekawa. Teraz mam inne rzeczy na stoliku.
Hanna Bogoryja-Zakrzewska · 23 września 2019 o 12:31
Cieszę się:) U mnie też na stoliku sporo się dzieje.
Aga · 23 września 2019 o 22:02
Chętnie wezmę udział w warsztatach. Chciałabym się nauczyć reportażu od najlepszych, poznać jego materię. Poczuć ten klimat. To jest TO. prowadzę podcast literacki, więc chce dla swoich słuchaczy jak najlepszych treści 🙂
Hanna Bogoryja-Zakrzewska · 29 września 2019 o 16:53
Czy masz na myśli warsztaty w radiu? Jeśli tak, to napisz na maila imię nazwisko, by cię wpisać na listę:) Chętnie znowu się z Tobą spotkamy.
Bookish Madeleine · 24 września 2019 o 23:22
Bardzo lubię reportaże, choć niestety ostatnio nie mam z nimi tyle styczności, co kiedyś. Przyznaję jednak, że najbardziej przemawiają do mnie w formie książkowej.
Hanna Bogoryja-Zakrzewska · 29 września 2019 o 16:51
Cieszę się, że się tym podzieliłaś. Lubimy znać opinię innych:)